khunjerab-pass
AZJA, HISTORIE, PAKISTAN

Khunjerab Pass. Stada jaków przy granicy z Chinami

Nie wiedziałem jak zatytułować ten wpis, by tytuł dobrze korespondował z jego zawartością. Zadanie niemal karkołomne, bo podróż na granicę z Chinami bardzo ciężko spiąć jedną klamrą i znaleźć dla niej wspólny mianownik. Tego dnia wydarzyło się wiele, aczkolwiek początek upłynął w takt dobrze znanej rutyny porannej: budzę się, myję, jem i idę łapać stopa. Moim celem jest  Khunjerab Pass (Przełęcz Kundżerab).

Sporą część drogi już znam – przejeżdżałem tędy jadąc dzień wcześniej nad jezioro Attabad (wpis jest tutaj), więc bardziej skupiam się na rozmowie z kierowcą, niż na podziwianiu widoków. Trafił mi się doskonały rozmówca – nauczyciel z Gilgit, który wcześniej, gdy pracował na uniwersytecie, bywał w Europie. Sporo opowiada o swojej rodzinie: opartych na partnerstwie relacjach z żoną i czterech córkach. Po drodze wstępujemy na słynną zieloną herbatę (chluba regionu) i równie słynne ciastko morelowe (kolejna chluba regionu). Potem już prosto przez Sost, aż na granicę z Chinami (Khunjerab Pass). Tam wysiądę i po krótkim pobycie zacznę organizować sobie transport powrotny, a mój znajomy pojedzie dalej do Chin.

Khunjerab Pass

Plan wydawał się dobry, lecz niewiele brakowało by nic z niego nie wyszło. Mijamy kolejne punkty kontrolne, na każdym wzbudzam zainteresowanie, a mój paszport jest wnikliwie sprawdzany. By zaoszczędzić czasu na wpisywanie danych do rejestru przygotowałem wcześniej kilkanaście kopii strony tytułowej i strony z pakistańską wizą. Wiele to usprawniło, często kontrole trwały przysłowiowe 5 minut, w strefie przygranicznej przed wjazdem na przełęcz było jednak inaczej. Zostałem poproszony do strażniczej budki, zadano mi kilka pytań, pobrano odciski palców, zeskanowano paszport, wprowadzono dane do bazy elektronicznej oraz do papierowego zeszytu. Ostatecznie, zostałem puszczony dalej, a mój kierowca pouczony, że zabieranie obcokrajowców to proszenie się o kłopoty.

Do dziś nie wiem o co chodziło, bo pobyt w tej strefie nie wymaga żadnych specjalnych pozwoleń. Spora część zagranicznych turystów podróżuje z Pakistanu do Chin albo odwrotnie i nie słyszałem, by ktokolwiek robił im z tego tytułu problemy.

Khunjerab Pass

Sost byłoby typowym miastem przygranicznym… gdyby położone było blisko granicy. Jest jednak inaczej – do Khunjerab Pass z Sost jest jeszcze 90 km, niemniej jest tutaj specyficzny klimat, jaki wcześniej czułem na Islandii przekraczając bramę Fiordów Zachodnich. Stojąc przed ścianą nagich od braku roślinności kilkutysięczników ma się nieodzowne wrażenie, że dalej nie ma już żadnego życia. Że dalej nie ma nic. W istocie, poza dzikimi zwierzętami, życia w tej części Karakorum nie uświadczyłem.

Samo miasto, jak wszystkie tutaj, ma centrum wyznaczone przebiegiem Karakorum Highway. Z tego też względu jest dłuższe niż szersze. Głównym punktem jest bazar, poza nim znajdziemy w Sost kilka punktów usługowych (wulkanizacja, gastronomia), parę sklepów i to chyba wszystko.

Ponownie wstępujemy na zieloną herbatę, która przypadła mi do gustu zdecydowanie bardziej od mleka z dodatkiem cukru i herbaty, jakie króluje w przeważającej części kraju. Dobieramy pikantny dal, który pojawia się oczywiście na stole w towarzystwie chlebków (dal i chleb zawsze chodzą parami). Przed moim kierowcą jeszcze sporo godzin jazdy, a i ja potrzebuję energii na zorganizowanie sobie powrotu z blisko 5 tys. metrów n.p.m.

Khunjerab Pass

Khunjerab Pass. Zimno, wysoko, pusto…

Przełęcz Kundżerab położona jest w parku narodowym o tej samej nazwie (Khunjerab National Park), do którego wstęp jest biletowany. W Parku spotkać można wiele ciekawych zwierząt: pantery śnieżne, owce Marco Polo, niedźwiedzie himalajskie, świstaki, lisy i wiele innych. Można też z łatwością natrafić na stada jaków, których mięso jest popularnym pożywieniem w północnym Pakistanie. W smaku niezłe, ale tłuste i dość twarde, więc jak ktoś miewa wrażliwy żołądek, to odradzam (ja nie mam, a i tak się zatrułem).

Khunjerab Pass

Jest zimno. Różnicy wysokości nie czułem, ale różnicę temperatur już tak. Granica pakistańsko-chińska położona jest wyżej niż szczyt Mont Blanc. Obok znajduje się najwyżej położony na świecie bankomat…. i przyczepa kempingowa, z której serwowana jest kawa, herbata i frytki. Te ostatnie, spożywane szybko (by nie wystygły) na niemal 4900 metrach nad poziomem morza smakują najlepiej. 200 metrów dalej w linii prostej znajdują się już Chiny, a obok widać kompletną pustkę, jakby to tu kończyła się cywilizacja.

2 - Liczba komentarzy
Udostępnij

TarcieChrzanu.PL

2 - Liczba komentarzy

  1. Oburzony
    10/02/2019 at 3:40 pm

    I co gurwa, zdjęcia budki z frytkami, bankomatu już nie dałeś? Gratulacje.

    • TarcieChrzanu.PL
      10/02/2019 at 4:16 pm

      Nie uprawiam bankomatowej turystyki, ale jak będę drugi raz to obiecuję fotę bankomatu z trzech stron 🙂 A kawałek budy z frytkami jest na przedostatnim zdjęciu po prawej stronie. Pozdr, dzięki za komentarz!

Dołącz do dyskusji

* - pole wymagane*