lublana-bede-tam-wracal
EUROPA, HISTORIE, SŁOWENIA

Lublana. Będę tam wracał

Wylądować w Lublanie po pobycie w Podgoricy to jak zamienić nocleg w stodole na sianie obok krowy na internat pełen cheerleaderek. Napisać „przepaść”, to ulec pokusie eufemiznu. Do stolicy Słowenii trafiłem z racji tak złożonej przesiadki; wylądowałem po 16:00, a wylot do Warszawy miałem kolejnego dnia o 8:00. W rezultacie, spędziłem tam jedynie szesnaście godzin, z czego siedem stanowił sen. Do tego dojazd i powrót na lotnisko i w praktyce wychodzi, że w mieście wolnego czasu miałem niewiele.

Co można robić lądując późnym popołudniem i odlatując rano? Jak mówi przysłowie, „tak krawiec kraje jak mu materiału staje” – takie były okoliczności i trzeba się było do nich dostosować. Moim skromnym zdaniem są dwie atrakcje, z którymi zapoznać się wypada: zamek i burgery z koniny. Pogoda była piękna – niebo błękitne, do tego słońce i 20 stopni ciepła, a przy tej formie wyjazdu żadne wchodzenie do muzeów nie wchodziło z założenia w grę. Zdecydowałem się pochodzić po Lublanie i przyjąć to co ma mi do zaoferowania bez żadnych planów, roszczeń i grymaszenia.

Lublana

Burgery z koniną. Trafiłem na nie przypadkiem, a namówił mnie kierowca busa, którym jechałem z lotniska do centrum. Super sprawa, zwłaszcza jeśli ktoś nigdy wcześniej nie miał do czynienia z tym mięsem. Samą koninę odbieram jako słodką, ale z ajwarem, ostrym serem oraz warzywami łączy się dobrze i równie dobrze smakuje. Później, wieczorem, skusiłem się jeszcze na słone mini chlebki z piekarni, które również bardzo przypadły mi do gustu. Jedyne co mnie w Lublanie rozczarowało to burek, który był suchy i gorzki. Nie ma co się do tej opinii zanadto przywiązywać – możliwe, że miałem pecha, bo jadłem go o 5:30 w jedynym otwartym o tej porze barze w okolicy dworca. Trudno po takich lokalach spodziewać się wysokiej jakości.

Lublana

Tak jak już zaznaczyłem, wybrałem się na zamek. Myli się jednak ten, który myśli że miałem to na liście – po pierwsze to była kwestia przypadku, po drugie nie miałem żadnej listy. Po prostu, moje oflajnowe mapy stwierdziły, że mam blisko. Bardzo lubię zamki, w Polsce widziałem ich masę. Piękne są w Olsztynie, Malborku, Wilnie, oczywiście ten w Krakowie to cudo samo w sobie. Mamy pełno tych wspaniałych budowli, można powiedzieć, że zamkami i kościołami Polska stoi i bardzo dobrze zresztą. W Portugalii kilka zamków zwiedziłem, podobnie we Włoszech (m.in. w Neapolu) oraz na Słowacji… całkiem sporo tego w sumie było. I ten w Lublanie też jest bardzo ładny, położony na wzgórzu, przez co otrzymujemy w pakiecie widok na panoramę miasta.

Lublana

Później szwendałem się po starówce, a jest ona dobrze utrzymana i klimatyczna. Przypominała tą w Rydze. „Szwendałem” to trochę zbyt mocne określenie – zobaczyłem wspaniałą Katedrę św. Mikołaja, most z kłódkami, sklep z szyldem stylizowanym na pęto kiełbasy, a także knajpę, w której spędziłem najwięcej czasu. Podobnie jak w Podgoricy (zapraszam tutaj), również w Lublanie wczesną nocą wszystko zamiera. Sklepy pozamykane i nie ma nawet gdzie kupić piwa by wypić w hostelu. Szczęśliwie trafiłem na otwartą piekarnię, gdzie nabyłem wspomnianą słoną przekąskę oraz wodę, następnie zahaczyłem o bar, w którym byłem jedynym klientem i na tym zakończyłem ten dzień.

Lublana

Wstałem po 4:00, wziąłem szybki prysznic, po czym ruszyłem w stronę dworca, skąd odjeżdża autobus na lotnisko. I na tym czas zakończyć niepraktyczną relację z dwóch jakże różniących się od siebie europejskich stolic.

Przeczytaj również:

Podgorica. Architekt był chyba sadystą

0 - Liczba komentarzy
Udostępnij

TarcieChrzanu.PL

Dołącz do dyskusji

* - pole wymagane*