klejnoty-teheranu
BLISKI WSCHÓD, HISTORIE, IRAN

Klejnoty Teheranu

Lotnisko w Teheranie w nocy tętni życiem. To zupełnie przeciwnie do mnie – zmęczony podróżą mam ochotę zwinąć się w kłębek gdzieś na krzesłach. O tej porze i tak się stąd nie wydostanę, w planie mam ruszyć do miasta rano.

Najpierw sprawy organizacyjne. Wymieniłem walutę i uzupełniłem płyny, korzystając z dostępnych dystrybutorów. Następnie doprowadziłem się do jako takiego ładu, by finalnie uciąć sobie drzemkę. Około 6:30 zrobiło się na tyle jasno, że postanowiłem próbować dostać się do centrum. Taksówki skreśliłem od razu, dla samej zasady, przy czym akurat w Iranie nikt nie był namolny i nie rzucał się agresywnie z propozycjami. Nikt nie szarpał ani nie zaganiał do swojego wozu. Ruszyłem tunelem w stronę parkingów. Gdy łącznik się skończył, skręciłem w lewo i zbiegłem łagodną górką w dół. W ten sposób znalazłem się na drodze. Auto zatrzymało się od razu, umówiliśmy się na 400,000 IRR za przejazd do działającej stacji metra. Mam świadomość, że gdybym się uparł, dojechałbym za darmo autostopem, ale po dwóch ciężkich nocach – jednej w białoruskim pociągu, a drugiej w samolocie – moja pozycja negocjacyjna nawet w dyskusjach samego ze sobą, nie była zbyt mocna.

W Teheranie przejazd metrem jest po prostu katastrofą. Tłok to tłok, ten po prostu się zdarza i nie jest winą ludzi, że infrastruktura nie wyrabia. Natomiast cały proces wsiadania i wysiadania jest gwałtem na kulturze i rozsądku. Jak w Meksyku – nikt się nie przesunie, nikt się nie ruszy. Zasady, że wysiadający mają pierwszeństwo do dziś chyba na perski nie przetłumaczono.

Miasto jeszcze spało, gdy dotarłem na miejsce. Szczęśliwie, już pierwszy hotel, do którego wszedłem, miał wolne pokoje. Mogłem się więc odświeżyć i przespać kilka godzin. Porozmawiałem też chwilę z recepcjonistą, który kojarzył Polskę z opowieści innych gości i znał nawet kilka słów w naszym języku. Ponadto, jak niemal każdy Irańczyk, interesował się siatkówką. Dyskusja o sporcie rzadko bo rzadko, ale potrafi ludzi do siebie zbliżyć.

W południe wyszedłem na śniadanie i wstępny rekonesans. „W południe na śniadanie” to właśnie to, co tak kocham w podróżach. Okazało się, że na ulicy, przy której położony jest hotel, poza piekarnią nie ma nic. Chyba, że skupimy się na sprzęcie AGD, RTV, krawcach, sklepach narzędziowych, itp. Tego typu obiektów była tam cała masa. Dopiero przy stacji metra „Imam Chomeini” znalazłem niewielki bazar. Składał się może z 15 stanowisk, ale jak dla mnie było tam wszystko. Kupiłem łopatkę oliwek i zjadłem wraz z pitą siedząc na ławce na okolicznym skwerku. Po daktyle i chałwę wróciłem później.

Teheran, tak jak to wiele aglomeracji w tej części świata, w południe wchodzi na wyższe obroty. Jedni spieszą się do pracy biurowej, inni wiozą coś wózkami, a jeszcze inni jadą gdzieś na motorach. Są też tacy, którzy leżą na trawie za moja ławką. Nie mam pojęcia czy leżą tak przed praca, po pracy, a może zamiast pracy? Ich jednak policja, której widzę tutaj dość sporo, łagodnie lecz konsekwentnie przepędza.

Pierwszego dnia nie chciałem odwiedzać muzeów, ani pałaców. Bardziej zależało mi na chłonięciu atmosfery miasta, nawet jeśli oznaczało to oddychanie spalinami i lawirowanie między jadącymi samochodami przy przechodzeniu przez ulicę. Postanowiłem kierować się na północ, by po drodze zobaczyć byłą Ambasadę USA. To właśnie tam w 1979 roku doszło do tzw. „Kryzysu zakładników”, czyli jednego z końcowych etapów irańskiej rewolucji religijnej, prowadzącego do niemal całkowitej odizolowania się od Zachodu.

Kolejnym punktem mojego programu, był Most Tabi’at [GPS: 35.75449 | 51.420508], o którym dowiedziałem się przypadkiem. Na standardy irańskie on jest enklawą wolności. Być może część z Was miała przyjemność przeczytać książkę pt. „Ajjatollah śmie wątpić” autorstwa Hoomana Majda. Jeśli nie, to szczerze polecam, bo w świetny sposób oddaje mentalność Persów, a także sposób, w jaki władze zarządzają państwem i społeczeństwem. Koniecznie przeczytajcie przed podróżą, a nie po powrocie.

Książka ta podkreśla, że bardzo jednostronny przekaz medialny, poprzez który maluje się absurdalnie negatywy obraz Iranu jako republiki wyznaniowej, jest w dużej części oderwany od sfery realnej. Jest, mówiąc prosty językiem, ordynarnie kłamliwy. Przykładem milczącej akceptacji władzy dla wielu teoretycznie niedopuszczalnych zachowań jest właśnie Most Tabi’at, a konkretnie to co się tam „dzieje”. W jego okolicy panuje większa swoboda obyczajowa – można dostrzec pary trzymające się za ręce i łatwiej jest zauważyć, że część kobiet nosi odważniejszy makijaż. Można również porozmawiać z nieznajomymi osobami płci przeciwnej. W centrum miasta, w środkach transportu, restauracjach, aktualnie nie jest to jeszcze możliwe. 30 minut na Moście Tabi’at, w towarzystwie Iranek śmiejących się z koleżankami i robiących sobie selfie, wystarczy by zrozumieć, że w tym kraju większość klejnotów nie jest zamknięta w muzeach.

Most, o którym piszę, to pewien symbol. Warto jednak rozejrzeć się, by zobaczyć co oferuje okolice. A oferuje niemało. Pisałem wcześniej, że pierwszego dnia chcę obcować z miastem, a nie z muzealnymi eksponatami. W istocie – tak wpierw myślałem, lecz później zmieniłem zdanie. Czołgi, pojazdy opancerzone, fregaty, helikoptery, samoloty. Teherańskie Muzeum Obrony (Holy Defense Museum) [GPS: 40.741895 | -73.989308]. Łza się w oku kreci na wspomnienie ile piękna skoncentrować można na tak małej przestrzeni. Do środka nie wchodziłem, ponieważ domyślam się co bym tam zastał. Zapewne byłyby to dokumenty, mundury, odznaczenia, pistolety i karabiny. Sporą częścią z tego nie wygrywa się wojen.

Tak upłynęła mi sobota. W niedzielę rano odlatywałem do Szirazu. Zszedłem powoli z Mostu Tabi’at i, korzystając z metra, dojechałem w okolice mojego hotelu. Wstąpiłem do napotkanej knajpki i zajadając irańskie kiszonki z falafelami przemyślałem ten dzień. On się co prawda kończył, ale cała przygoda dopiero się rozpoczynała. Teheranu nawet nie śmiem po tak krótkim pobycie podsumowywać. Szczególnie, że głównego celu, jaki sobie obrałem, nie zrealizowałem. Na to przyjdzie jednak czas ostatniego dnia pobytu w Iranie.

0 - Liczba komentarzy
Udostępnij

TarcieChrzanu.PL

Dołącz do dyskusji

* - pole wymagane*