W poprzednim wpisie zrobiłem unik przed deklaracją czy Różowy Meczet jest najpiękniejszym w Iranie, uciekając się do prostego semantycznego wytrychu, jakim jest „rzecz gustu”. Nierzadko bywa, że łatwiej jest stawiać samemu sobie pytania, niż znajdować na nie odpowiedzi. W tym przypadku wyboru jednak żadnego nie miałem i liczę, że po lekturze kolejnych tekstów powód uniku stanie się dla wszystkich oczywisty.
Urzekających meczetów jest bowiem w Iranie masa, przez co zrobienie rzetelnego rankingu jest rzeczą trudną, jeśli nie niemożliwą. Sięgnę po pierwszy z brzegu przykład potwierdzający sformułowaną na poczekaniu tezę i przedstawię Shah Cheragh – mauzoleum i świątynię w jednym. Tu pochowani zostali Amir Ahmad i Mir Muhammad, czyli bracia Imama Rezy, który to był jednym z potomków Mahometa. Dwa pozostałe z najważniejszych szyickich miejsc kultu to mauzoleum Fatimy al-Masumy w Kom oraz mauzoleum wspomnianego Imama Rezy w Meszhedzie. Opowiem o nich w kolejnych rozdziałach.
Tyle wprowadzenia, a kto zainteresowany zgłębieniem tematu, tego odsyłam do źródeł profesjonalnych. Czas na kwestie praktyczne i tu zacznę od dobrej informacji: Shah Cheragh od jakiegoś czasu jest dostępny do zwiedzania i to bezpłatnie.
Zwiedzanie jest możliwe, aczkolwiek towarzyszą mu pewne obostrzenia. Zacznijmy od tego, że meczet należy do ścisłego grona najistotniejszych dla Szyitów, tak więc w tym przypadku to funkcja religijna dominuje nad komercyjną. Mnogość pielgrzymów wymusza przedsięwzięcie zwiększonych środków bezpieczeństwa: plecaki i torby należy złożyć w znajdującym się na zewnątrz kompleksu depozycje, a przed wejściem przejść kontrolę.
Pewnym ograniczeniem jest narzucone towarzystwo przewodnika, po którym nie spodziewajcie się wiele. Dla zachowania pozorów przedstawi Wam wyuczoną formułkę o historii, architekturze, itp., ale nie oszukujemy się – jego rolą jest zadbanie by nie robiono zdjęć. Nie można ich robić we wnętrzu świątyni, zabronione jest także fotografowanie pielgrzymów, choć temu akurat trudno się dziwić. W skrócie: w 90% przypadków nie dostaniecie zgody na wyciągnięcie telefonu. Telefonu, bo kompakt lub lustrzanka do niczego Wam się w tym miejscu nie przyda.
I tak oto dochodzimy do momentu, w którym wypada mi wspomnieć, że mało brakowało, a Shah Cheragh zobaczyłbym jak przysłowiowa świnia przysłowiowe niebo… Chodzenie po placu to owszem, serdecznie zapraszamy, ale do wnętrza meczetu wstępu nie ma. Nie wpuszczą mnie, ponieważ w środku trwają zaplanowane na wiele dni uroczystości religijno-dyplomatyczne.
Jedyne co mi zostało to skupić się placu. W tym miejscu pozwolę sobie na krótką dygresję i powrócę na chwilę myślami do Różowego Meczetu. Zarówno tam, jak i przy Shah Cheragh, zauważyłem, że większość odwiedzających nie poświęca ani chwili na teren wokół. A szkoda! Są w Iranie meczety, które warto zobaczyć tylko w środku, ale są też takie z przepięknymi dziedzińcami, krużgankami, arkadami i sklepieniami ze wspaniałymi zdobieniami. Będąc w Sziraz, rozejrzyjcie się uważniej, ponieważ to właśnie sziradzka architektura dała inspiracje wielu późniejszym imponującym budowlom. Pisząc o udanym eksporcie perskich styli z tego regionu mogę posłużyć się przykładem indyjskiego Tadź Mahal, przy którego projekcie niektóre źródła wiodącą rolę przypisują perskiemu architektowi – Ustad Isa Shirazi.
Spacerując po dziedzińcu dostrzegam, że meczet wcale nie jest wyłączony z użytku. Ludzie swobodnie wchodzą i wychodzą, a przy wejściu do głównego budynku nie ma żadnych dodatkowych kontroli. Wówczas, jasnym dla mnie się stało, że z chwilą uwolnienia się od mojego opiekuna dostanę szansę by odwiedzić miejsce, na zobaczeniu którego bardzo mi zależało. Nie potrzeba szczególnego umysłowego wysiłku by moje podejście skrytykować, argumenty nasuwają się same i przyznaję, że są celne. Teoria jedno, praktyka drugie. Tak działa umysł człowieka, że mało które konstrukcje stworzone na zimno zachowają wytrzymałość, gdy temperatura wrośnie.
Po skończonym oprowadzaniu, przewodnik wskazał mi drogę do wyjścia, pożegnał się ze mną i odszedł. Wtedy zawróciłem w stronę meczetu, zdjąłem buty i nie niepokojony przez nikogo wszedłem do środka. Absens carens.
Jedno zdjęcie, na dodatek marnej jakości. Tyle mam i tym się dzielę, więcej podobnych pojawi się w następnych wpisach.
Shah Cheragh w tłumaczeniu na język polski oznacza „Król Światła”. Skąd wzięto pomysł na nazwę staje się jasne z chwilą przekroczenia progu świątyni. Ściany pokryte są tysiącami lusterek, posadzki wyłożone grubymi i mięsistymi dywanami, a z sufitu zwisają potężne, masywne żyrandole. Wnętrze robi wrażenie tej skali, że „trudno to opisać słowami” jest frazą, która do wyrażenia ogromu piękna pasuje najlepiej. W samowolnym opadzie szczęki przeszkadza tylko błyskawiczna refleksja: ponownie okazuje się, że wszystko już było, a czasy obecne przynoszą tylko mniej lub bardziej tandetne modyfikacje. Nie potrzeba stroboskopów, reflektorów i laserów, metrów kabli ani doktoratów z feng shui, by stworzyć miejsce jednoczące ludzi w uwielbieniu dla doskonałości, które ignorując religijne rozbieżności rzuca wszystkich bez względu na wszystko solidarnie na kolana.
Irena-Hooltaye w podrozy
03/05/2020 at 10:49 amTo mauzoleum w dzień wygląda bardzo niepozornie i łatwo go ominąć. My byliśmy wieczorem.Kiedy rozbłyskują światła, jest pięknie.
W środku te miliony lusterek bardzo oślepiają. Żyrandole są tak ogromne, że miałam wrażenie, iż spadną mi na głowę.Przewodnicy są faktycznie trochę wkurzający, obserwowali każdego niewiernego tak bacznie, jakbyśmy mieli bombę podłożyć. Rozśmieszyły nas te miotełki porządkowych.
Generalnie miejsce się nam podobało.