doha-miasto-na-jeden-dzien
BLISKI WSCHÓD, HISTORIE, KATAR

Doha. Miasto na jeden dzień?

Stolica Kataru najczęściej postrzegana jest jako niepopularna, troszkę biedniejsza i mniej atrakcyjna siostra Dubaju. Stojące z boku nieumalowane brzydkie kaczątko: z szansami, potencjałem, ale też niepewnością jak prezentować się będzie w wieku dojrzałym. U odwiedzających miasto raczej nie wzbudza zachwytów, będąc najczęściej punktem tranzytowym w podróży gdzieś dalej. Tymczasem, Doha poznana bez nadmiernych oczekiwań potrafi pozytywnie zaskoczyć… i to zaskoczyć bardzo pozytywnie!

Na poznanie Dohy miałem 20 godzin. Całą noc plus większą część dnia. Powodem tej wizyty była długa przesiadka na trasie do Australii. Przyleciałem około 1:00, a noc spędziłem na lotnisku. Polecam znalezienie tzw. silent room, czyli strefy ciszy, gdzie można wygodnie ułożyć się do snu. Zabrałem śpiwór, tak więc podkręcona na wysokie obroty klimatyzacja nie robiła mi żadnej różnicy. Rano budzę się wyspany w stopniu wyższym niż można by oczekiwać.

Po wyjściu z budynku terminala od razu daje się zauważyć, że w autobusie tłoku nie będzie. W Doha prawie nikt z przylatujących tak się nie przemieszcza – wszyscy kierują się do taksówek albo na parking. Samochody? Jak w Dubaju – klucz wyboru jest ten sam: nowe, drogie, szybkie. W autobusie jedziemy we trójkę: kierowca, ja i Hiszpan z plecakiem. Po drodze dosiada się jeszcze robotnik z Indii albo Pakistanu.

Ostatni przystanek to teoretycznie centrum, w praktyce zaś czuje się jak na jakimś placu manewrowym w popegeerowskim miasteczku. Pojazdy poruszają się chaotycznie: jeden cofa, drugi skręca, inny parkuje. Wzajemne blokowanie i zajeżdżanie drogi jest normą. Dworzec Al Ghanim tylko z pozoru jest uporządkowany – przy wieczornej próbie powrotu na lotnisko zauważę, że poruszanie się po nim wymaga cierpliwości. Co, kiedy i z którego stanowiska odjeżdża, tego można próbować się domyślić, ale nigdy nie będzie się pewnym.

Doha

Opuszczam teren dworca i kieruję się nad zatokę, w rejon bulwaru Al Corniche. Tam będzie życie, tam tętni serce Starej Dohy. Jest wcześnie rano, chcę zacząć od śniadania i tu zaskoczenie – wszystko pozamykane. W końcu docieram w rejon Souq Waqif, wchodzę w jedną uliczkę, potem w kolejną i nagle jest. Piekarnia!

Placki takie, że łza sama w oku staje na samą myśl, że po zjedzeniu dwóch przestało się być głodnym. Podniebienie domaga się więcej, ale pełny żołądek stawia opór. Najlepszy dowód na to, że prostota jest źródłem doskonałości. Tu jedzą miejscowi niezależnie od statusu materialnego. Widzę młode Arabki z torebkami, których koszt zapewne przekroczył mój cały budżet na tę podróż. Widzę też robotników, sprzedawców i okolicznych mieszkańców, dla których jest to element codziennej rutyny. Po odczekaniu w kolejce docieram do okienka. Na pierwszy ogień idzie placek z serem i zatarem, na drugi – z serkiem labneh i oliwkami. Nic mi więcej nie potrzeba – właśnie skonsumowałem wzorowe śniadanie.

Doha

Piekarnia znajduje się tuż obok bardzo popularnej restauracji Shujaa, której koordynaty GPS to [25.289268 | 51.5329]. Shujaa otwierana jest chyba wieczorem, niestety nie załapałem się.

Później wybrałem się nad wodę. Doha słynie nie z muzeów, a właśnie z tego jednego widoku ze Starej Dohy na Nową Dohę. Aleja Corniche z Pomnikiem Perły to jeden wielki punkt widokowy, z którego najlepiej dostrzec można realizację nowej wizji miasta. Widok jest mniej więcej taki sam, nieznacznie zmienia się perspektywa. Idąc w prawo dojdziemy do Muzeum Sztuki Islamskiej, idąc w lewo okrążymy zatokę dochodząc do centrum Nowej Dohy. Nie zamierzam tam iść. Wybieram Starą, dla mnie bardziej autentyczną Dohę. Nowej nie mówię stanowczo „nie” – może kiedyś się zobaczymy ale jeszcze nie tym razem. Spaceruję po Al Corniche, korzystając ze słońca. Mam dużo wolnego czasu, więc obserwuję budzące się do życia miasto. Ruch samochodowy się zwiększa, na ulicach pojawia się więcej ludzi, a na deptaku zaczyna roić się od ekspatów przyzwyczajonych do porannego joggingu.

Doha

Mając sporo czasu postanowiłem zawrócić i zobaczyć Muzeach Msheireb, o których słyszałem pochlebne opinie. Kompleks składa się z czterech oddzielnych wystaw, z których mogę polecić dwie: niewolnictwa i wydobycia ropy naftowej. W środku okazuje się, że jestem jedyny odwiedzającym, przez co cała obsługa skupiona jest na mnie. Wszyscy dają mi mapki i częstują butelką wody oraz kilkuzdaniową, wyuczoną na pamięć, historyjką. Każdą wystawę obsługuje inny Kenijczyk, ale każdy przedstawia się jako „James”… i każdy wygląda jak brat bliźniak poprzedniego.

Tak jak wspomniałem, warto poświęcić swój czas na wystawę dotyczącą niewolnictwa oraz ekspozycję o wydobyciu ropy. Obydwie są interesujące, multimedialne i przedstawiają w ciekawy sposób historię nie tylko Dohy, ale w ogóle Kataru. Na początku XX w. głównym źródłem dochodu był połów pereł, wszystko zmieniło się na gorsze po opracowaniu metody wytwarzania pereł syntetycznych. Dochód mieszkańców spadł, a miasto zaczęło się wyludniać. Ratunkiem stały się odkryte złoża ropy i gazu ziemnego (Pole Północne to największe pojedyncze złoże gazu na świecie).

Doha

W Muzeum Sztuki Islamskiej jest za to niemalże tłok. Nic dziwnego, to tutaj absolutny numer jeden, jeśli chodzi o ranking Tripadvisora. Z zewnątrz budynek robi spore wrażenie i nie inaczej przedstawia się w środku. Dla zainteresowanych sztuką, czy po prostu kulturą muzułmańską, jest to miejsce obowiązkowe. Dla mnie to po prostu ciekawe muzeum, do którego podejście mam zdroworozsądkowe: oglądam to, co mnie akurat zaciekawi. Spoglądam na to, co mnie zatrzyma. I tak oto kaligrafia przypadła mi do gustu, a salę z kaflami i wazami minąłem zerkając tylko pobieżnie. Wystawa czasowa, poświęcona była akurat Muhammadowi Ali, który w czasie swojej kariery nie tylko odwiedził Dohę, ale stoczył nawet pokazową walkę. Muzeum Sztuki Islamskiej jest duże, można w nim bez żadnego problemu spędzić nawet trzy godziny, ale ja już po godzinie miałem dość.

Doha Muzem Sztuki Islamskiej

Nowa Doha widziana z poziomu trawy. Jak dziś myślę „Doha” to właśnie poniższe zdjęcie mam przed oczami. Relaks na powietrzu, odpoczynek dla stóp i uczta dla oczu. Plac zieleni tuż obok Muzeum Sztuki Islamskiej to miejsce, gdzie czas spędziłem najmilej. Miejsce, które w porze późnego lunchu wprost tętni życiem. Trawa, które odbiera chęci by z niej wstać. Przyciąga jak magnes i demotywuje do jakiegokolwiek działania. To złe, ale przyjemne. Każdy zajęty swoim koszem piknikowym albo chociaż torbą z kanapkami.

Tu, podobnie jak na Souq Waqif, przychodzą wszyscy: młodzi i starzy, bogaci, ale również ci na dorobku. Miasto nie utraciło jeszcze swojej tożsamości, nie zostało zeuropeizowane i dostosowane do wymagań ludzi żyjących w ciągłym pędzie. Przynajmniej ta jego część. Na kolejne odwiedziny Dohy plan mam już jasny: najpierw do piekarni, a potem szybko nad zatokę na zieloną górkę. Doha to nie muzea, nie ociekający z ludzi luksus i nie restauracje – Doha to właśnie trawa i placki.

Doha

Koniec. Pora wracać, by móc ruszyć przed siebie. Niespiesznie podążam na dworzec Al Ghanim, po drodze szukając knajpki. I są – znalazłem w niewielkiej knajpie, gdzie większość klientów stanowią okoliczni taksówkarze. Znalazłem moje ulubione samosy!

Nieważne czy wczasy, czy majówka, czy może przedłużony weekend. Jeśli w Dausze, to są to dla mnie połączenia wzajemnie wykluczające się. Doha współgra tylko z jednym wariantem: przesiadka. Z przesiadką się nie gryzie, do przesiadki pasuje, bo to po prostu miasto na jeden dzień. Miasto przy okazji. Wtedy taka wizyta powinna wypalić, a pobyt ma szanse pozostawić miłe wspomnienia.

O ile niekiedy ambicja bywa przeciwnikiem sukcesu, to ambitne podejście do poznania Dohy jest klapą gwarantowaną. Co innego na luzie i bez wymagań – wtedy można całkiem miło spędzić czas, poznając kolejne arabskie miasto, delektując się kuchnią i leniwie zerkając w stronę jednego lub dwóch muzeów. Zgubić się na bazarze, poleżeć na trawie, wypić herbatę i zjeść placki z zatarem. To miasto jest w pędzie, rozwija się bardzo szybko i za 10 lat będzie kompletnie inne. Z tego też względu warto poświęcić jeden dzień ze swojego życia, by mieć na przyszłość punkt odniesienia. Warto, ale tylko przy okazji.

0 - Liczba komentarzy
Udostępnij

TarcieChrzanu.PL

Dołącz do dyskusji

* - pole wymagane*