overland-track-dzien-6-echo-point-cynthia-bay
AUSTRALIA I OCEANIA, HISTORIE, TASMANIA

Overland Track. Dzień 6. Echo Point – Cynthia Bay

Nic nie zapowiadało przyjemnego poranka. Wiatr był silny i zmienny, regularnie świszczał między szparami desek, z których zbudowana została stara chata. Deszczem zarzucało z każdej ze stron. Tym bardziej, po przebudzeniu, byłem zaskoczony wyraźną poprawą warunków na zewnątrz. To jednak prawda co mówi się o pogodzie na Tasmanii, mianowicie, że jedyne co jest gwarantowane to jej zmienność. Szlak, podobnie jak dzień wcześniej, jest całkowicie płaski i jedyne na co trzeba uważać, to żeby nie poślizgnąć się na błocie. Do końca zostało 11 kilometrów, ale tradycyjnie każdy po 6:00 był już na nogach. Śniadanie, pakowanie, wymarsz. Mój polar jest suchy, a buty mam wilgotne.

Ścieżka cały czas biegnie lasem, stosunkowo blisko brzegu jeziora. Tu paproć, tam pandanowiec, czasem jakiś ciekawy grzyb. Początkowo planowałem swoją podróż odbyć w kwietniu, kiedy na Tasmanii będzie już jesień – wówczas mógłbym nacieszyć oczy wieloma wyjątkowymi grzybami. Ostatecznie zdecydowałem się na luty.

Idę bardzo leniwym tempem, bo czuję, że zbliża się koniec. Chciałbym spędzić tutaj 2-3 dni więcej, ponieważ pomimo wszystkich tych trudności – mimo, że pogoda co jakiś czas dawała mi solidnego plaskacza w pysk – czuje się świetnie. Odcięty od internetu i zasięgi sieci komórkowej ładuję akumulatory w niewyobrażalnym tempie. Niestety, choć robię często przystanki to i tak z każdym krokiem przybliżam się do mety. Plecak mam już lżejszy, bo praktycznie całe zabrane jedzenie zostało zużyte. Idzie mi się rewelacyjnie, jak na panujące warunki, i ponownie czas przejścia wypadnie w pobliżu dolnej granicy przedziału sugerowanego na mapie. Niekiedy wallaby przebiegnie drogę albo usłyszę jaszczurkę uciekającą w krzaki. Rozmyślanie, jak bardzo będzie mi tego brakowało, przerywa nagle symfonia natury! Ptaki dają swój koncert. Nie mam pojęcia co to za gatunek, widzę tylko że są czarne i duże. I jakie głośne! Trwa to wszystko kilka minut, potem nagle odlatują.

Na miejscu jestem w południe. Wpisuję się do rejestru, potwierdzając ukończenie szlaku, i przechodzę do spraw organizacyjnych. Pierwsze co robię, to wynajmuję łóżko w trzyosobowym dormitorium w skandalicznie wysokiej cenie 45 AUD (ok, miałem cały pokój dla siebie, ale to zbieg okoliczności). Nawet Australijczycy nocujący w tym miejscu stwierdzili, że to zdzierstwo. Biorę prysznic (dodatkowo płatny 1 AUD za 6 minut gorącej wody), a w pokoju włączam farelkę, by wysuszyć w końcu ostatecznie buty. Robię pranie i rozwieszam je w pobliżu źródła ciepła. Grzejnik będzie pracował całą dobę. Do pomieszczenia obok wprowadza się Tod.

W kuchni, przy obiedzie, spotykam Susanne i Petera, parę 50-ciolatków, którzy od 10 lat – jak sami mówią – jeżdżą po świecie szukając najlepszych miejsc do trekkingu. Oddaję im swój gaz, bo mam jeszcze blisko pół butli, a bez sensu byłoby wyrzucić. Później, na trawie przed domkami, rozkładamy ich nowo zakupiony namiot, żeby zobaczyć co i jak w nim działa. Susanne przynosi czerwone wino w kartonie i pijemy na werandzie. Wtedy niespodziewanie pojawia się Ashley, a za chwilę reszta ekipy, z którą rozstałem się trzeciego dnia. Skończyli równo ze mną, ponieważ ostatni etap pokonali łodzią. Okazuje się, że nazajutrz tak samo jak ja ruszają do Hobart, gdzie obiecujemy sobie spotkać się na piwo. Wieczór spędzamy wszyscy razem, zastanawiając się jakimi trasami  można by w przyszłości jeszcze pochodzić.

To tyle. Koniec. Warto było.

1 - Liczba komentarzy
Udostępnij
Tagi:

TarcieChrzanu.PL

1 - Liczba komentarzy

  1. janusz
    17/05/2021 at 6:56 am

    n.z. 90% kraju nie ma zasiegu. zasieg tylko w miastach i na glównych drogach. czasem trzeba przejechac 100 km zeby miec zasieg. leje. nie mozna WOGÓLE wysiadac z auta bo meszki. zawsze i wszedzie. leje. nazi department of tourism zabrania wszystkiego, wszedzie. spanie na dziko to bullshit – albo masa niemców, albo o 6tej rano przychodzi nazi i daje mandat. leje. depresja. kilo baraniny w sklepie 40 dolarów. surowej. gotowej do jedzenia nie ma. kilo czeresni 40 dolarów. leje. benzyna w cenie europy, dwa razy wiecej niz w australii. 4 razy wiecej niz US. leje. meszki. cale fjordy nie maja dróg, sa niedostepne. meszki. leje. komary i baki w arktyce to zero w porównaniu do meszek. leje. zeby znalezc miejsce na noc, trzeba pojezdzic ze 2-3 godziny, wszedzie ploty i zakazy. wszedzie!!!!! aplikacje z miejscami do spania wysylyja wzystkich niemców na malutkie parkingi na 5 aut, stoi sie drzwi w drzwi, jak przed supermarketem. jak sie stanie z boku, to mandat. leje. meszki. nie mozna zagotowac wody bo meszki. i leje. trzeba przeskakiwac wyspe z poludnia na pólnoc, albo wschód zachód zeby nie lalo. n.z. jablka po 5 dolarów za kilo. te same jablka wszedzie indziej na swiecie po 1.50 dolara. aftershave za 50 dolarów w normalnym swiecie tam kosztuje 180.
    wszystkie mosty sa na jedno auto, poza Auckland. miasteczka wygladaja tak: bank, china takeout, empty store, second hand ze starymi smieciami, empty store, china takeout, second hand, bank and so on – kompletny upadek i depresja. pierwszy raz w zyciu kupowalem w second handzie. wejscie na gorace kapiele 100 dolarów. dwa razy psychopaci zagrazali mojemu zyciu (wyspa pólnocna, srodek-wschód), jeden z shotgunem. policja to ignoruje.
    co by tu jeszcze? jest pare dobrych rzeczy, wymieniam zle, bo NIKT tego nie mówi. bardzo latwo zarejestrowac auto, ubezpieczenia nieobowiazkowe i tanie. przeglad co 6 miesiecy. w morzu sie nikt nie kapie, poza surferami, zimno, prady. meszki doprowadzaja do obledu.nie ma na nie sposobu. wszedzie mlodociane adolfki. tysiacami. supermarkety, maja ich 3, sa tak zle,ze nie ma co jesc. marzy sie o powrocie do swiata i normalnym jedzeniu. ogólnie marzy sie o normalnym swiecie, caly czas odlicza dni do wyjazdu . w goracych wodach maja amebe co wchodzi do mózgu. no chyba ze sie zaplaci 100 dolarów za wstep, to mówia ze nie ma ameby

Dołącz do dyskusji

* - pole wymagane*