I tak oto nadszedł dzień, który nadejść musiał. Ostatni. W nocy czekał mnie wylot do Abu Dhabi, następnie przejazd do Dubaju i stamtąd powrót do Europy. Powrót ambitny, wieloodcinkowy, do tego męczący – jedna noc spędzona w samolocie, kolejna na lotnisku, a końcowa w autobusie. Wciąż jednak zostało mi jakieś 10 godzin do zachodu słońca, a czas ten planuję wykorzystać na odwiedzenie Cytadeli (ang. Lahore Fort), pomnika Minar-e Pakistan oraz Meczetu Wazir Khan.
W Lahore jestem krótko, ale błyskawicznie „uczę się” tego miasta. Mam już nawet wyrobioną poranną rutynę. Najpierw prysznic, potem zejście w poszukiwaniu śniadania. U jednego sprzedawcy zaopatruję się w samosy z mięsem, u drugiego dobieram owoc granatu, omijam natomiast Pakistańczyka sprzedającego napoje z nalewaka. Nie bez powodu: ostrzegano mnie, że robione są na kranówie.
Minar-e-Pakistan
Tego dnia ponownie zjadam śniadanie, siedząc na dachu Lahore Backpackers, który opisywałem wcześniej. I ponownie zamieniam kilka słów z Kanadyjczykiem pakistańskiego pochodzenia, dziesięć miesięcy podróżującym po Azji za pieniądze, które otrzymuje za wynajem mieszkania w Toronto. Zamawiam rikszę, korzystając z darmowego WiFi i ruszam pod Minar-e-Pakistan. Konstrukcja, powstała w 1968 roku robi wrażenie. Pomnik, wykonany z marmuru, wybudowano na upamiętnienie proklamowania przez Pakistan niepodległości.
Robi wrażenie, ponieważ musi robić wrażenie. Wysoki, moim zdaniem ładny, a do tego skupia uwagę, bo wokół w zasadzie nic nie ma. W tym miejscu mógłbym wspomnieć coś o piknikowej atmosferze i dziesiątkach selfie z obcymi mi ludźmi, ale wspominałem o tym wielokrotnie, więc chociaż na sam koniec sobie i Wam odpuszczę.
Napisałem, że w okolicy nie ma na czym oka zawiesić i taka jest prawda. Trzeba przejść 650 metrów dalej, by dotrzeć do Badshahi Mosque (o Cesarskim Meczecie przeczytasz tutaj), z którego już naprawdę niedaleko do Fortu (Lahore Fort zwany również Shahi Qila).
Lahore Fort
Cytadela w Lahore jest bardzo dobrze przygotowana do przyjęcia turystów. Są strzałki do kasy biletowej, jest cennik wywieszony na szybie, znajdą się nawet przewodnicy – ci oczywiście za dodatkową opłatą. Opłatą negocjowaną indywidualnie.
I właśnie tutaj należy być czujnym. Sugerowałem w jednym z wcześniejszych wpisów, że Pakistańczycy to ludzie kultury wyższej, ale jak w przypadku każdej narodowości świata trzeba poczynić pewne wyłączenia: teza główna nie dotyczy taksówkarzy (rikszarzy) i innych mających kontakt zawodowy z obcokrajowcami. Nie zliczę ile razy nasłuchałem się historii kierowców, podających się za chrześcijan, o tym jak ciężko im znaleźć pracę i jak trudno się żyje. Ile w tym prawdy, tego nie wiem, ale wrodzony sceptycyzm pozwalał mi z czystym sumieniem płacić ustaloną wcześniej stawkę i ignorować próby wyciągania ode mnie dodatkowego napiwku.
Lahore Fort od 1981 roku figuruje na liście dziedzictwa kulturowego UNESCO. Cały plac ma wymiary 427 x 335 metrów, można zatem bez problemu spędzić na zwiedzaniu dobre 3 godziny, zwłaszcza że obiektów do zobaczenia jest tam kilka (pasjonaci tematu znajdą ich 20). Warto bowiem wiedzieć, że Fort powstał w czasach największego rozkwitu miasta i miał symbolizować potęgę dynastii Wielkich Mogołów.
Mnie Fort spodobał się głównie ze względu na autentyczność. Nie wszystko zostało jeszcze ogrodzone, nie każdą ścianę na powrót otynkowano i nie każdy budynek odnowiono. Widać, że to miejsce dotknięte zostało zębem czasu i swoje przeszło. Jeśli kiedykolwiek będziecie mieć sposobność odwiedzić Lahore i zawitacie do Fortu, to polecam przeznaczyć więcej czasu na dwa miejsca:
- Diwan-e-Aam – zdjęcie powyżej. Miejsce bardzo podobne do Czerwonego Fortu w Delhi, służące za noclegownię dla szlachty za czasów panowania Jahangira.
- Moti Masjid (Meczet Perłowy) – zdjęcie poniżej. Posiada piękne trzy kopuły, ale przede wszystkim imponuje wykonaniem z białego marmuru. Przez jakiś czas wykorzystywany był jako skarbiec.
Przeczytaj koniecznie również: